Próby, początki, nieśmiałe wyczyny amatorskiej fotografii cyfrowej. Kontrola niby większa, a jakoś nie do końca. Kilka odsłon ze stałym źródłem światła (świetlówka 6400K w lampce kreślarskiej).
czary mary, naprawiamy...
światło z góry, jeden punkt
tutaj było więcej pracy, po pierwsze ustawienie tła (aksamit przytrzaśnięty drzwiczkami górnych szafek), a ową kreślarską lampkę owinęłam czarnym kartonem tworząc swoistą tuleję przez co światło było bardziej skoncentrowane.
Bocznie za blendę robił odblaskowy ochraniacz który kładzie się pod przednią szybę samochodu (nowy był i składał się sam, nie wymyśliłam jeszcze statywu dla niego, więc nie wiele dał). Pozuje moja połowa (chwalę się!).
a ten to się wszędzie wkręci ;)
jeszcze nieco obróbki w szopie i byłyby full professional :P
dla porównania (ten sam sprzęt, tyle, że zmieniłam z koloru na bw) światło naturalne w moim ukochanym miejscu fotograficznym, niestety odległość + czas + czynniki niezależne= niemożność.
Zdjęcia pt "nie uśmiechnę się.... bo nie" :P
i jeszcze zdjęcie analogiem z tego miejsca, jedna z pierwszych sesji (z Sylwią, świetna osoba!), odbitka własna ciemniowa (dlatego też tyle paprochów, jakoś nie mam nigdy serca je usuwać, pasuje mi tak jak są).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz